sobota, 13 października 2012

Mylo Xyloto Tour - Koncert Coldplay 19.09.2012 Stadion Narodowy w Warszawie


Kiedy byłam małą, rudowłosą dziewczynką, tato nagrywał mi koncerty Britney Spears. Wtedy jeszcze na kasetach VHS, które lubiły czasem zaszumieć. Mimo to, patrzyłam na jej stroje, huśtawkę bujającą się nad publicznością i myślałam "Takie rzeczy to tylko w Ameryce".
A potem trochę podrosłam i usłyszałam Coldplay. Dość długo wszystkie ich piosenki zlewały się w jedną masę i nie wiadomo czy to "Speed of Sound" czy może "Yellow" pierwsze odbiło się od mojej błony bębenkowej. Jednak była to muzyka kojąca smutki przy kolejnych dramatycznych miłościach.
I tak dorastałam obok nich, nieświadoma, że kiedyś będę ryczeć z radości widząc kamienną twarz Guya Berrymana czy skaczącego Chrisa Martina.



Nikt mi nie powie, że marzenia się nie spełniają! Wszystko zależy od czasu i cierpliwości... A moja była już na skrajnym wyczerpaniu, kiedy staliśmy wraz z Marcinem od 13.00 pod Stadionem Narodowym w Warszawie. Zaciekła obrona rękami, nogami jak i pośladkami miejsca w kolejce na płytę trwała aż do 16.00, kiedy to nastąpiło "otwarcie bram" równoznaczne z otwarciem klatek wygłodniałych lwów. Lwy pędzące na gladiatorów, którymi w rzeczywistości byli biedni stewardzi. Wsadzali swoje nosy w każdą dziurkę plecaka i dokładnie sprawdzali bilet, którego nie dało się podrobić.




Żałuję, że nie nagrałam tego tłumu nastolatków, pokonujących swój rekord na 100 metrów, żeby zająć te 30cm jak nabliżej gwiazd. Przez resztę koncertu moglismy się tylko modlić o wytrzymały pęcherz, który pozwoli na wystanie w wywalczonej "loży". Niektórzy urozmaicali sobie czas rozmowami, a inni obserwacją dwóch kolegów przebranych za słonie z teledysku "Paradise".



Pierwszy support pojawił się wraz z deszczem o 19.00. Niestety dach stadionu nie został zamknięty, gdyż, według wszelkich plotek, Chris Martin stwierdził, że chętnie pomoknie razem z fanami... Koncert otworzyła Charlie XCX - "artystka" o dość nietypowej aparycji scenicznej. Nieskoordynowane ruchy, gigantyczne buty, fryzura "na dzikusa" i skąpy tiulik na bioderkach - innymi słowy "da się posłuchać, kiedy nie patrzę". Rzeczywiście jej muzyka nagrana studyjnie brzmi całkiem ciekawie, jednak Charlie nie ma jeszcze doświadczenia w nawiązywaniu kontaktu z publicznością...

Setlista: Stay Away, Nuclear Seasons, You're The One


Sytuację uratowała Marina & The Diamonds, na którą czekałam z ogromną nadzieją, bo jednak przy pierwszym supporcie coś we mnie krzyczało - "Jak mogłaś w taki sposób zmarnować 200zł?!!!". Nowo wydany album "Electra Heart" wpadł mi w ucho dość niedawno, więc spodziewałam się, że Marina bardzo szybko zawładnie sceną. Tak też zrobiła, mimo oporu publiczności, która przybyła do Warszawy oczekując najwyraźniej tylko koncertu Coldplay (ignorancja niektórych osobników mnie przerastała).



Jej stylizacja w 100% odzwierciedlała klimat piosenek. Luźne podejście do kiczu czyli Bubblegum Bitch.



Jednak wszelkie wątpliwości co do koncertu, całkowicie zostały rozwiane w momencie wejścia na scenę wielkiej czwórki.
"Is There Anybody Out There?"


Coldplay odgoniło deszcz i pokazało jak powinno wyglądać prawdziwe, muzyczne show! W pełnym składzie Chris Martin (wokal, piano), Jonny Buckland (gitara elektryczna), Will Champion (perkusja), Guy Berryman (bas <3) zaczęli od Mylo Xyloto, Hurts Like Heaven. Jednak lasery, confetti i masa kolorów na In My Place wycisnęło ze mnie najwięcej łez radości. Dopiero wtedy poczułam, że to może być wieczór, którego nigdy w życiu nie zapomnę. Przy wejściu na Stadion każdy uczestnik dostał opaskę tzw. Xyloband, zawierającą kolorowe diody, które włączane radiowo nadają niesamowity klimat na każdym koncercie zespołu. Lovers in Japan obfitowało w wszelkie możliwe efekty, włączając w to wielkie balony rzucone między publiczność!





Biedny Chris, siadając przy fortepianie do "The Scientist" był już cały mokry od potu. Jednak przy tej piosence, publiczność mogła pokazać jak bardzo kocha ich teksty, bo końcowy refren właściwie został zaśpiewany przez samych fanów. Martin skomentował to dość bezpośrednio ^^
"You've been fucking amazing, what a amazing audience"


Na piosenkę "Yellow" wielu fanów powyciągało swoje żółte balony, co nie uszło uwadze zespołu. Widziałam na ich twarzach uśmiechy pełne satysfakcji z tego co się dzieje na stadionie. Coldplay jest grupą przyjaciół, kłócą się i śmieją już razem ponad 16 lat. Ta szczerość tekstów, upór z jakim dążą do perfekcji jest z całą pewnością doceniany nie tylko przeze mnie. Może dlatego to krótkie "Dobry wieczór" wypowiedziane przez Chrisa po polsku spowodowało całkowitą euforię i rozpaczliwe wyciąganie rąk w stronę sceny.


"I promise we're gonna make it the best fucking concert we ever played. And I have a feeling you are the best crowd we ever played for" - nawet jeśli mówi to wszystkim, to i tak mu uwierzyłam!

Jednym z piękniejszych gestów w kierunku polskich fanów, było umieszczenie na pianinie albumu stworzonego przez osoby z forum Coldplace. Chris zagrał Up in Flames, a na koniec w geście podziękowania, uniósł nad głowę ręcznie szyty segregator, pełen listów i zdjęć od forumowiczów.



"I don't wanna leave Warsaw" - te słowa zdopingowały wszystkich do jeszcze wyższego skakania, klaskania i zdzierania gardeł!


Nawoływanie do bisu nie było standardowym klaskaniem, a jednym wielkim "oooo" na melodię "Viva La Vida". Nie dali się długo prosić i wreszcie doczekałam się upragnionego "Fix You" (tak, tak, kocham tę solówkę!!)


Na zakończenie "Every Teardrop is a Waterfall" zaśpiewane przez tysiące osób i kolejny ukłon w stronę Polaków, ponieważ Chris wybiegł z polską flagą, a warszawską scenę ucałował.


Wychodząc ze stadionu czułam się jak po indywidualnym spotkaniu z całym zespołem. Jakby rzeczywiście byli moimi kumplami od liceum, którzy powrócili po wielu latach rozłąki i teraz na pewno tak szybko nie uciekną z pamięci! Może "Mylo Xyloto" muzycznie nie jest albumem na miarę ich pierwszego "Parachutes", jednak bez tej płyty koncert nie byłyby tak wizualnie zapierającym dech w piersiach!!




Dzięki tym, którzy byli ze mną w tym wspaniałym momencie życia!

...z coldplejowskim uchem
LittleBit

Zdjęcia i filmy były robione własnoręcznie :).

3 komentarze:

  1. Czytając to miałem ciarki na plecach, a dzieje się tak tylko kiedy słucham lub czytam coś co dotyka mojego serducha. Wspomnienia znów powróciły i wiem, że nie zapomnę tego nigdy! :)
    Dzięki za wspólne czekanie, moknięcie, narzekanie, marudzenie, a potem wspaniałą zabawę, śpiewanie(udajmy, że nie było dużo fałszów :D), zdzieranie gardła i ogólnie cały trip do Warszawy, którego nie zapomnę nigdy :)
    Było fucking amazing and I didn't wanna leave Warsaw too :<
    Jeszcze raz dzięki, a relacja pierwsza klasa! :)
    Może kiedyś to jeszcze powtórzymy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że 19 września byliśmy w tym samym miejscu :)
    Piękna relacja, zazdroszczę zdjęć, bo niestety moje zupełnie nie wyszły, a stałem trochę (no, bez owijania w bawełnę - dużo) bliżej sceny :)
    Może i ja wrzucę relację na bloga :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. też byłam na tym koncercie to było coś niesamowitego <3

    OdpowiedzUsuń