piątek, 6 lipca 2012

Tanita Tikaram koncert 19.06.2012

Jeszcze niedawno większosc mlodych ludzi cierpiała na chorobę cywilizacyjną zwaną lanaizmem, której głównym objawem był nadmierny zachwyt nad niskim damskim glosem i obrona talentu/urody/dużych ust Lany del Rey. Nie powiem - ja również zapadłam na tą przypadłość, ale w większej mierze fascynacja skupiła się właśnie na męskiej barwie głosu - którą albo się kocha albo nienawidzi.

Podobny czynnik był powodem kontaktu z nazwiskiem Tanita Tikaram. Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, bo właściwie nie specjalnie miałam pojecie o kim mowa. Jednak wujek YouTube rozwiał wszelkie wątpliwości:

Szczęśliwy traf sprawił, że udało mi się wygrać bilet na koncert owej Pani. Postanowiłam się wyposażyć w płytę, która pomogła mi w pewnym stopniu osłuchać się z nowym głosem. Czasem wydaje się jakoby Tanita fałszowała lub nie wyrabiała ze skalą głosu w dolnych partiach. Trochę mnie to zniesmaczyło, bo jak to jest, że wszelkie nieczystości są usuwane nawet z nagrań Mandaryny, a co dopiero takiej gwiazdy? Może dlatego też poszłam na Wrocławską Wyspę Słodową z nastawieniem "dostałam złą kopię CD, więc dam kobiecie szansę". Jednak szybko się okazało, że jednak ten sposób śpiewania jest dla niej całkowicie naturalny i mogę to zaakceptować i poszukać przekazu w tym głosie lub najzwyczajniej zdezerterować.

Jako pierwszy support wystąpił zespół Mikromusic.
Wyciągnęłam na koncert aparat, więc przy okazji macie krótką fotorelację z tego wieczoru:














Drugim wsparciem w wersji mroczno-cygańskiej była Renata Przemyk. Może nie doceniam charyzmy owej Pani, ale moje ucho przyjmuje jedynie znaną i lubianą "Babę zesłał Bóg".

Finał koncertu okazał się dość zaskakujący. Otóż moja wyobrażnia podsuwała mi Niski Głos = Kobieta jak Dzwon. A tu na scenę wbiegła drobniutka dziewczyneczka (43 lata) w za dużym garniturze taty, ze śniadym kolorem skóry i uśmiechem tak rozbrającym, iż od razu postanowiłam wybaczyć jej wszystki fałszywe dźwięki. Wyglądała jak zaplątany z innej bajki elf, który nagle znalazł się we Wrocławiu, żeby trochę pozarażać swoimi miłosnymi piosenkami wraz z zespołem rodem z westernu.


Na scenie czuwał równie niespotykany Pan - nie do końca jestem pewna czy był on menagerem Tanity, ale jego czujność i nadmierna opiekuńczość zdawała się przeszkadzać nawet samej Tikaram:


Każda piosenka została opatrzona komentarzem, który tyczył się tekstu lub samej historii powstania danego utworu. Zdaje się, że Tanita od niedawna zaczęła współpracę ze swoim zespołem (mimo że twórczość rozpoczęła już w wieku 19 lat), bo dominowała na scenie niepewność w zgrywaniu się. Czułam, że każdy tworzy na swoją modłę i jakoś nie potrafią połączyć tego w całość. Dominacja muzycznego stylu country, nie zawsze przekładała się na brzmienie głosu wokalistki. Może dlatego najbardziej zapadła mi w serce ostatnia piosenka - najsławniejsza, ale zagrana tylko z gitarą, bez dodatków muzycznych, bez niepotrzebnego upiększania. Prosta, czysta i z głosem, który wie jak trafić w dźwięk.


Ojciec Tanity będący brytyjskim żółnierzem, pochodzi z Fidżi i ma hinduskie korzenie, a mama urodziła się w Malezji, ta egzotyczna mieszkanka spłodziła drobną kobietkę z głosem pełnym papieru ściernego.
Wczesne dzieciństwo spędziła w Munster jako tzw. "Army brat" (styl życia wymagany od dzieci pozostających w służbie członków personelu wojskowego), a wieku 12 lat przeprowadziła się do Anglii. W jednym z wywiadów wspomina, że częste zmiany miejsca zamieszkania, kontaktów nie były powodem nietolerancji, ale akceptacji inności każdego człowieka. Dla jej rodziców muzyka stała się sposobem na zachowanie własnej kultury, a taśmy, które słuchali z bratem przywodziły na myśl tęsknotę i utracone chwile. Dla Tikaram, muzyka zawsze była sposobem wyrażania tego, co nie może być łatwo wypowiedziane słowami.

Tanita, w wywiadach, zwraca duży nacisk na problem nierówności płci na świecie, osłabienie szacunku nie tylko w relacji mężczyzna-kobieta, ale również na stopie kobieta-kobieta. Skupia się na dramatycznych wizerunkach dziewczyn związanych z "przemysłem pornograficznym" w Azji, wykrzywianiem obrazu feministek i wiecznej niepewności płci pięknej w tworzeniu czy zaistnieniu w różnych środowiskach nawet muzycznych. Ale mimo to nie chce pisać protest songów.







Tanita Tikaram prowadzi bloga, fascynuje się ludźmi. Znalazłam tam tzw. TT polega na serii wywiadów z osobami, które wydają się artystce "interesting, inspiring or creative (usually all three!)". Ma teorię, że jej głos składa się z myśli i ducha pochodzącego od matki, otrzymanych od kobiet, którym nigdy nie było dozwolone opisywać prawdy.
Dla niej liczy się to, że pozostaje w kontakcie z tzw. płcią piękną. Podobno bycie wokół niej rzeczywiście farbuje każdą aurę na zielono. Ja mimo sceptyczności czułam, że to musi być naprawdę dobry człowiek, który mimo zachwiań, wie po co jest na scenie.



...ze wzruszonym uchem
Little Bit



2 komentarze:

  1. jej Rudd :) tak ciekawie piszesz, że aż szkoda, że tylko tyle. Czułem się jakbym tam był :) Tak btw. naprawdę bardzo dobre zdjęcia! Byłaś chyba bardzo blisko sceny, co?
    Twist in my sobriety pamiętam jeszcze z dzieciństwa, bardzo ładna piosenka :)
    pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń